Kształtuje nas cała masa rzeczy, od przemyślanych i zaplanowanych przez innych po zupełne przypadki, takie jak książka, która wpadnie nam w ręce. I okazuje się, że glina, z której jesteśmy ulepieni nigdy nie twardnieje zupełnie i że jedno zdanie może lekko zmienić jej formę.
Ktoś kiedyś ustanowił 23 kwietnia Dniem Książki i pomyślałam, że z tej okazji wrzucę tutaj listę książek, które nadały mi pewien kształt, a może i Wy wyłuskacie z nich swoje jedno zdanie.
Ale zanim lista, to jeszcze czytelnik i jego krótki opis, który w mojej głowie przeczytała Krystyna Czubówna.
Homo Librus
Homo librus, podgatunek homo sapiens. Do przetrwania w naturalnym środowisku niezbędne jest mu słowo pisane. Kiedy przedstawiciel podgatunku zdobędzie dostęp do nieograniczonych zasobów ksiąg, pogorszeniu może ulec jego życie społeczne i zawodowe. Bywa wyczulony na „wsiąść”, „włanczać” i „bynajmniej” źle użyte.
Znaczna część osobników, mimo bezwarunkowej miłości do książki jako przedmiotu, wielbi tęgie umysły tego świata za wynalezienie czytnika sprzyjającego koczowniczemu trybowi życia oraz audiobooków, dzięki którym bieganie boli mniej.
Czytała Krystyna Czubówna.
10 książek o podróżach
- „O psie, który jeździł koleją”
Ryczałam jak bóbr! Przeczytałam ją pięć razy, zanim omawialiśmy w szkole. - „Busem przez świat. Wyprawa pierwsza”
Nie zamarzyłabym o busie tak wcześnie, gdyby nie ta książka. - „Podróż za jeden uśmiech”
Czy gdybym nie przeczytała tej książki, nie ruszyłabym autostopem do Rumunii? Istnieje takie prawdopodobieństwo. Sielsko, beztrosko. A propos Bahdaja, w głębi serducha zawsze chciałam być Karioką. - „Dzika Droga. Jak odnalazłam siebie”
Czy szukam sposobu jak przejść PCT? Mooooże… Ale oprócz niesamowitej trasy, to przede wszystkim opis drogi do samej siebie. Uwielbiam i książkę, i film. - „Zostanie tylko wiatr. Fiordy zachodniej Islandii”
Po niej zamarzyłam o zaszyciu się w Islandii, właśnie tej opisywanej. Trochę zapomnianej, niemal bezludnej, najbardziej magnetycznej. - „Pieszo i beztrosko. O sztuce spacerowania”
Dostałam ją od mojej mordeczki A., której gust czytelniczy okazał się zaskakująco tożsamy z moim. Krótka, bardziej do podczytywania niż czytania. O miłości do dreptania. - „Podróże z Herodotem„
Klasyka. Jeden z pierwszych tego typu reportaży podróżniczych, jakie przeczytałam. Borze szumiący, jak ona mnie wtedy zachwyciła! Muszę wrócić do Kapuścińskiego - „Wszędzie w domu”
Trochę jak opowieści kumpeli, która wróciła z daleka. I niby to książka, a jednak trochę dialog, bo w głowie sobie odpowiadam na to, co czytam. - „Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci” i „Halina. Dziś już nie ma takich kobiet”
Nie wybieram się w Himalaje (jeszcze), ale siła i determinacja himalaistek daje mi kopa do działania, takiego na co dzień. - Książki Martyny Wojciechowskiej i Wojciecha Cejrowskiego
Nie wypisuję tytułów, bo wyszłoby więcej niż dziesięć. Chłonęłam i przesuwałam swoją granicę marzeń coraz dalej, do miejsc, których nie umiałam jeszcze pokazać na mapie.
O matko, już dziesięć?
Przecież jeszcze Tokarczuk i jej inne wymiary podróży, Praga w słowach Mariusza Szczygła, Jack London… A na liście do przeczytanie ciągle czeka „Wszystko za życie”, „Ucieczka do wolności” i „Zew włóczęgi”. I sporo innych.
Czytaliście coś z listy? A może macie coś do polecenia?