Dziennik, dzień #16

Dziennik, dzień #16

Zapisałam się kiedyś, w przypływie odwagi, na warsztaty kreatywnego pisania. Halo, nie widzę lepszych zajęć dla siebie. A potem przyszedł dzień warsztatów, odwaga się ulotniła, a ja bliska byłam rezygnacji.

Wiedziona intuicją, która nigdy się nie myli, poszłam. Skubana znów miała rację. Nawet czytałam swój tekst na głos, a to aktywność powodująca palpitację i czerwieniąca lico, czego NIE ZNOSZĘ! Ale najważniejsze – poznałam R. Zaiskrzyło. Zaczęły się plany spotkań, wyjazdów, warsztatów i nie same pomysły były największą wartością, ale ta przestrzeń między wierszami, co to zwykle mówi najwięcej. A tym razem mówiła, że się cieszymy, bo na siebie trafiłyśmy i że chcemy dla siebie i dla kogoś zrobić coś, nieważne co, byle działać razem, i że zależy nam na tym samym, ale osobno to już nie to samo, bo czasem sił brakuje, czasem chęci albo poczucia, że to potrzebne.

Przypominałam sobie dziś, średnio co trzy sekundy, jak bardzo wdzięczna jestem swojej intuicji, że kopnęła mnie w tyłek i na te warsztaty wypchnęła. Bo aż mnie coś ściska na samą myśl, że ten wieczór mógł się nie wydarzyć, że mogłyśmy się minąć, poznać za późno albo wcale. Że wszystkie poznane wczoraj dziewczyny mogły zostać anonimowe, usiąść obok w autobusie, tak, że człowiek odruchowo torbę poprawia i dalej patrzy w okno. A każda z nich to historia na osobną powieść! Wszechświecie, zachwycasz mnie nieustannie!

Dodaj komentarz