Plantacja kawy Hacienda Venecia – Manizales, Kolumbia

Plantacja kawy Hacienda Venecia – Manizales, Kolumbia

Drogi w Manizales zamieniły się w rzeki, zajęło im to trzy minuty. Byłyśmy akurat w autobusie, który wywoził nas w kierunku przeciwnym do zamierzonego. Kiedy kierowca krzyknął, że to tu i kazał nam wysiąść, do punktu docelowego zostało kilkanaście kilometrów. Upierałyśmy się, że to jednak nie tu, pokazałyśmy palcem na mapie. “A nie, to tam nie jadę” – rzucił kierowca. 

Na tym samym przystanku wysiadała niewysoka szatynka w conversach. “Chodźcie ze mną, powiem wam co i jak”. Była właścicielką pobliskiej kawiarni, zaprosiła nas i poczęstowała wegańskimi kulkami o smaku czekolady i marakui. A potem stanęła na głowie, żeby zamówić nam taksówkę, bo nikt w taką pogodę nie chciał jechać. I stanowczo odmówiła czegokolwiek w zamian.

Przestało padać jeszcze zanim dotarłyśmy na plantację. Z pomocą właścicieli przydrożnej restauracji kilka kilometrów za Manizales zadzwoniłyśmy po kierowcę, tak jak wskazywała instrukcja wysłana nam po rezerwacji. Przyjechał kilka minut później.

Plantacja kawy

Hacienda Venezia wygląda, jakby mogła przenosić w czasie. Nie robi tego, na szczęście dla odwiedzających, bo przenosiłaby do lat kolonialnych. Czerwono-białe budynki z wysokimi sufitami, elementy z ciemnego drewna, rattanowe fotele mocno kontrastują z zielenią w dziesiątkach odcieni i wspólnie tworzą obrazek bajkowo harmonijny. A kiedy człowiek dostrzega pawie nad basenem i kolibry na barierkach tarasu, nie może uwierzyć, że są żywe. Bo w jaką ilość piękna można uwierzyć na raz?

Hacienda stoi od ponad 100 lat, od 2009 roku przyjmuje turystów. Poza klasycznym coffee trip, można skorzystać z warsztatów tworzenia czekolady, parzenia kawy lub przyrządzania platanów (wygląd banana, smak ziemniaka), dowiedzieć się, jak powstaje rum (oraz go spróbować), obserwować ptaki albo pójść na hiking po okolicy. Albo pracować, Hacienda posiada udogodnienia dla cyfrowych nomadów, sama rozważałam taką możliwość…

Wieczorem po plantacji oprowadził nas właściciel, a kolejnego dnia skorzystałyśmy z coffee tripu, trzeciego podczas tej podróży. Miałam wrażenie, że z czasem ich jakość rośnie. Mogłam być znudzona, przecież teoretycznie to te same informacje. A jednak każda zaoferowała coś wyjątkowego. Tutaj poznałyśmy historię kawy, począwszy od Etiopii, zobaczyłyśmy proces tworzenia kawy od momentu pojawienia się sadzonki do wypalenia ziarna. Ba! Sami mogliśmy wypalania ziarna spróbować! Na zakończenie wznieśliśmy toast robionym na miejscu rumem.

Jak dotrzeć na plantację? Z dworca w Manizales co ok. 20 minut odjeżdżają autobusy. Trzeba poprosić kierowcę, żeby zatrzymał się przy moście San Peregrino, nie ma tam przystanku. Po drugiej stronie drogi znajduje się restauracja Las Palmas, skąd pracownicy plantacji odbierają turystów, wystarczy wysłać im wiadomość lub zadzwonić. Więcej szczegółów jest tutaj.

Obudziłam się tam wcześnie rano, było już jasno, ale słońce jeszcze się nie pojawiło. Otworzyłam drzwi na taras i wróciłam do łóżka. Mgła unosiła się na wzgórzach, oddzielając wierzchołki od całej reszty, ptaki dawały koncert. A ja myślałam tylko o tym, że to jeden z najpiękniejszych poranków podczas całej tej podróży.

Dodaj komentarz